Barcelona Dabie : Narew Ostrołęka 1:3
Przed tym spotkaniem bardzo trudno było wyrokować, jaki wynik będzie wyświetlony po dziewięćdziesięciu minutach. Barcelona znajdowała się po dwóch pierwszych kolejkach w pierwszej czwórce, z kompletem punktów i bez straconego ani jednego gola. Jednak zarobiła te oczka w meczu z dwoma beniaminkami i nie wiadomo było, czy to drużyna z Dabii jest silna i stać ją na utrzymanie się w czole tabeli przez dłuższy czas, czy po prostu trafiła na słabych rywali. Z drugiej strony Narew Ostrołęka nie wystartowała najlepiej i jako spadkowicz z wyższej ligi liczyła, że w tym gronie, w jakim się znalazła, będzie radzić sobie lepiej - dotychczas tylko jeden punkt wywalczony wcale nie z potentatami div6.248 - i to dzięki temu, że z Olimpią Elbląg w 1. kolejce grała w przewadze.
I rzeczywiście, początek pojedynku potwierdzał, że Barcelona Dabie ma umiejętności i nie tylko z nowicjuszami potrafi dobrze grać. Już w 17 minucie do bramki spadkowicza trafił Waclaw Barys (pierwszy raz w tym sezonie ktoś inny niż Bentkowski w drużynie z Dabii strzelił gola). Ale szybka strata gola nie podcieła Narwi skrzydeł. Wręcz przeciwnie, z minuty na minutę piłkarze z Ostrołęki mieli coraz więcej do powiedzenia. Coś drgnęło i jeszcze przed przerwą goście zaczęli przypominać, jak się gra w piłkę. Wyruwnujący gol do szatni Constantino Laurendiego to był ten moment, na który drużyna prowadzona przez Tazara Pogromcę czekała od początku tego, a może nawet i poprzedniego sezonu. Po wyjściu z szatni bowiem zaczęło w zespole funkcjonować wszystko. Barcelona przestała na boisku istnieć. Szybko taka sytuacja przyniosła efekty. Argentyński atak drużyny gości robił co chciał, po Laurendim również Cleto Ponce pokonał bezbłędnego w starciach z napastnikami beniaminków bramkarza, i to dwukrotnie - na początku i na końcu drugiej połowy.
Zatem wygląda na to, że spadkowicz z piątej dywizji się budzi. Tylko żeby nie było za późno, strata dotychczasowych punktów w obecnej sytuacji może być mocnym utrudnieniem.
Na innych stadionach:
Obecna sytuacja jest taka, że żeby dotrzymać liderom kroku, nie można będzie chyba pozwolić sobie na stratę nawet jednego punktu. Zarówno Niszczyciele, jak i KRZAKI nie mają bowiem zamiaru odpuszczać nikomu. W tej kolejce doszło do tego, obie ekipy w rywalizacji o pierwsze miejsce walczą nie tylko o punkty, ale o gole. Ich korespondencyjny pojedynek z nowicjuszami polegał nie na tym, kto strzeli więcej goli nie rywalowi na boisku, tylko kto osiągnie większe rozmiary zwycięstwa. Niszczycielom udało sie trafić do siatki Strychowa siedem razy i wygrać 7:1, ale mimo to mogli stracić fotel lidera, bo KS KRZAKI wygrali z Mominą... 9:0! Do składu Niszczycieli powrócił snajper Piotr Ruszkowski, który zaliczył hat-tricka, ale jeszcze lepszy okazał się Tadeusz Bubczyk, który w przeciągu trzydziestu dwóch pierwszych minut meczu strzelił aż cztery bramki. Należy jednak pochwalić przeciwnika Niszczycieli, czyli Strychowo za to, że jako na razie jedyni odpowiedzieli Niszczycielem honorowym golem (Leon Pozorski w 53. minucie). Potwierdzaja w ten sposób, że faktycznie jako chyba jedyni z debiutantów nie mają zamiaru być tylko dostarczycielami punktów. Przed nimi teraz pojedynek z KRZAKAMI właśnie, którzy też na razie mają czyste konto straconych goli.
We wspomnianym meczu tychże z Mominą, gdzie gospodarze rozgromili przejezdnych 9:0 też doszło do pojedynku, który napastnik popisze sie większą liczbą strzelonych goli. Wrocislawowi Ciskowi udało sie to czterokrotnie (12, 27, 60 oraz 80 minuta) i został nowym liderem w klasyfikacji najlepszych strzelców, ale na boisku nie był najlepszy, bowiem aż pięć razy na listę strzelców wpisał się Frederick Mohylowski (29, 31, 34, 36 i 53 min.).
Jak na razie tylko (albo aż) jednej drużynie udaje się dotrzymywać faworytom kroku. Jest to Pearl Jam, który, tak samo jak KS KRZAKI, nie stracił jeszcze nawet gola. Po pokonaniu Orlęt Radzyń (czego można było się spodziewać) i na wyjeździe Narwi Ostrołęka (co zawodnicy z Białegostoku uznali już za sukces) przyszła kolej na zwycięstwo z czwartą siłą poprzedniego sezonu, czyli z Kononowicz Team. Piłkarzom Pearl Jam przynosi jak na razie dobre efekty podejście do meczu takie, aby jak najszybciej strzelić bramkę a potem już jakoś pójdzie. Najpierw była czwarta minuta na inaugurację, potem piąta, teraz udało się pokonać bramkarza rywali w dziewiątej minucie. Dokonał tego Jardel Hames i zaraz potem poprawił (kolejne dziewieć minut później). Prowadzenie 2:0 już na poczatku meczu pozwoliło gospodarzom grać spokojnie. Może nawet za spokojnie, bo taka gra doprowadziła do coraz bardziej zdecydowanej przewagi gości. W pewnym momencie Kononowicz Team zamknął drużynę rywali na własnej połowie i do końca meczu już tylko ten zespół atakował. Jednak obrona Pearl Jamu wywiązała się ze swojego zadania, gdyż nie dopuściła nawet do utraty kontaktowej bramki. Tym samym gospodarze tego meczu po trzech kolejkach depczą po piętach faworytom, będąc bez straty ani jednego punktu, ani jednego gola. Może nie grają równie efektownie co lider i wicelider (którzy po trzech kolejkach maja różnicę bramek +16), ale skutecznie. Kononowicz team natomiast jest w tej chwili największym przegranym sezonu - zespół, któremu tak niewiele brakowało do podium, w obecnych rozgrywkach nie doczekał sie na razie nawet jednego punktu!
ZKS Olimpia Elbląg poraz pierwszy w obecnym sezonie nie skończyła meczu w dziesiatkę. W meczu ze Stagnitami piłkarze tego zespołu nie zagrali tak agresywnie jak dotychczas. Nikt nie zarobił czerwonej kartki, ale za to przełożyło sie to na brak zwycięstwa a nawet na niemoc strzelecką. Doszło w tym spotkaniu do sprawiedliwego podziału punktów (0:0), jednak oba zespoły mogą taki wynik potraktować jako porażkę, gdyż z jednej strony Olimpia po dobrym starcie (nawet te osłabienia w postaci wyrzucania zawodników z boiska nie zaszkodziły aż nadto) liczyła na kolejne trzy punkty, a z drugiej strony Stagnity SSA miały zamiar udowodnić, że ich puste punktowe konto było jedynie wynikiem fatalnego terminarza, który nakazał już na samym początku sezonu rywalizować z dwoma największymi faworytami, a same Stagnity stać na o wiele więcej niż na dolną część tabeli.
Slash Power, czego można było sie spodziewać, pokonał Orlęta Radzyń (3:0). Gospodarze jednak przed sezonem liczyli na komplet punktów po trzech pierwszych kolejkach - trudno kalkulować inaczej mając grać w nich z samymi beniaminkami. Jest tych punktów tylko sześć, z powodu porażki z drugiej kolejki z najsilniejszym z nich - Strychowem, która może mieć znaczne konsekwencje. Na razie jednak Slash zajmuje czwarte miejsce. A Orlęta? Ciągle i bez punktu i bez gola.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilXo7tVFvYi441Ub277_KKw8LTtP3f45U5zcTcRo2HqtuXYqB9eJyUypgic7XGnwJtZLF_u33xbLLwiwekuJDdcHi0eSTOTMEA06je1AYi-Fe7iI6Ckch1WD4pH4DvHned5LD2_pB0vBo/s400/a.bmp)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz